Ona…
Jak to jest mieć dwie miłości ponoć w życiu można mieć tylko jedną…
Nad jeziorem stoi ona, piękna, smukła, niewzruszona. Potem znika na dni wiele, duch się snuje w pustym ciele. I gdy znowu ją zobaczę, serce aż z radości skacze. Bo choć widzę ją nieczęsto, w duszy zawsze mam jej piękno. Gdy ją pieszczę i dotykam, cały świat dla mnie zanika. Bo i po co mi świat cały gdy jej oczy mnie porwały? Wcięcie - jakież ono cudne! Zawładnęło mną obłudnie! Gdy nań siadam, podniecenie wnet wypełnia me siedzenie. Delikatne, kruche ciało z moim ciałem się związało. I w tym splocie namiętności tak pozostać do wieczności… I być razem - ja i ona. I ta miłość nieskończona. Dzień w dzień klękam do pacierza. Grzechy me modlitwa zwierza. Proszę Bożej łaskawości: Daj odwagę w tej miłości, niech ta miłość rośnie w siłę, niech jej zawsze będzie tyle, bym każdego dnia o świcie czuł w jej piersi serca bicie. Być gdzieś sami, całkiem sami. Za górami, za lasami. Składać się w kolejny winkiel, i znów pieścić chrom i Nikiel. Szlifów duszy nam oszczędzić, drogą życia razem pędzić…
Która miłość zatem większa? Która trwalsza i pewniejsza? Która nigdy nie zawiedzie, na szczyt pasji mnie powiedzie? To wie dobrze ona sama, moja ciemnowłosa Dama…
|